Botoks, liposukcja, kosmetologia. Życie poniewiera blogera.
Upływ czasu - coś, czego zatrzymać się nie da. Wiek - sprawa, której nie można ukryć, choć wielu odczuwa taką potrzebę. Walczą, wydają majątki na chirurgiczne, chemiczne, fizykochemiczne interwencje i po co? Z bliska zawsze widać. Czy to wstyd być starym, lub czy to brzydkie jest? A może zupełnie bez znaczenia? Jaki mianowicie sens ma tak pojęta walka z czasem, skoro stosując wymienione środki można pozornie odmłodzić się najwyżej o lat dziesięć? Wynika z tego, że w wieku sześćdziesięciu wiosen, wydawszy fortunę, lśni się obliczem pięćdziesięciolatka. Czyli co, młodym się jest wtedy? Skądże.
Nie znaczy to wcale, że należy odpuszczać, zamieniać się w grzyba, mentalnie umiejscawiać samego siebie w pokoleniu babulej i dziadulejów. Jak to zrobić bez botoksu, hialuronu, mezoterapii i farby do włosów w kolorze kasztan? Nie znam uniwersalnej recepty. Osobiście posługuję się w tym celu amatorskim uprawianiem sportu. Nie mam na myśli spacerów z kijkami ani też wycieczek z Kuźnic na Kalatówki (no chyba, że dwa razy dziennie, codziennie oprócz weekendów), lecz sport - regularnie, co tydzień, kilka razy w tygodniu: wysiłek, pot, przełamywanie niemożności, zmęczenie, ból mięśni, chłód lub nieznośny upał. Również kontuzje, bo one są nieuniknione a nie bać się ich to to samo, co utrzymywać swój umysł w świeżości.
Gdy depresja, stara jędza
W egzystencji ból cię wpędza,
Martwym ciągiem zmorę zgubisz.
Kilo załóż, ile lubisz,
Serie cztery, serii sześć.
Znów chce się żyć i chce się jeść.
Umysł umysłem, lecz ważne jest ciało. Gdy ono umrze, co komu po umyśle. Umrze kiedyś, rzecz pewna, lecz gdy nie brak w głowie piątej klepki, człowiekowi zależy, by śmierć ciała nastąpiła jak najpóźniej. Zamiast tracić cenny czas - nie będziemy żyli dwa razy i nigdy nie będziemy liczyć sobie tyle lat, co dziś - studiując etykiety produktów spożywczych w poszukiwaniu rzekomych trucizn, zamiast wciąż stosować coraz to inne prozdrowotne eliminacyjne diety, lepiej szczerze i troskliwie zająć się sobą i pielęgnować w sobie sportowca. Dlaczego? Dlatego:
- kto ma silne nogi, ten długo żyje. Używając kończyn dolnych wspomaga tak zwany powrót żylny, czyli pomaga sercu w sprawnym tłoczeniu krwi.
- kto wolny od nadwagi, serca nie przeciąża i tym samym niepotrzebnie go nie niszczy; nie pracuje też nad wyhodowaniem cukrzycy, która potrafi zabić. Nierychliwie, lecz jednak zabija.
- kto dostarcza sobie jonów wapnia w diecie a mięśni nie wysila, ten wapnia w kości nie wtłacza. Swoją drogą ciekawe, czy ta informacja figuruje na ulotkach reklamowanych powszechnie suplementów wapniowych.
- sprawność stawów, brak zwyrodnień, dobrze funkcjonujący kręgosłup i kolana nie biorą się ze stanu spoczynku - odpoczynku, lecz z aktywności fizycznej oraz mięśniowej obudowy, która sama z siebie, w bezruchu, nie powstanie.
To nie wszystko, lecz tyle wystarczy. Na dzisiaj koniec. Sportowy wysiłek bywa ciężką fizyczna poniewierką i generuje koszty, gdyż nie jest za darmo, za to świetnie działa na poprawienie nastroju. Ten ostatni fakt, w świetle przedstawionych wcześniej argumentów, wydaje się być bardzo mało istotny.