Monemvasia. Pokaż żyłę bez pomocy fotoszopa.

Monemvasia. Gibraltar Wschodu. Greckie miasteczko z twierdzą na szczycie tkwiącej w morzu góry. Kilkunastu stałych mieszkańców, reszta ludności to turyści. W twierdzy jeszcze w drugiej połowie XX wieku trzymano za karę złoczyńców, lecz nie było to więzienie, lecz raczej areszt - jedna zamykana na skobel z kłódką wyryta w skale izba. Widoczki wokoło niezwykle malownicze a żeby móc je podziwiać trzeba wspiąć się na szczyt. Początek września, upał trudny do wytrzymania, środek dnia - południe. W tych warunkach trzydziestominutowy spacer pod górę wydaje się być trudny. Ruszamy a ja co? Idę, jakby nigdy nic, jak u siebie, bez zmęczenia, choć zwykle słabo znoszę gorącą atmosferę. Maszeruję bez trudu a słońce na włosach wykonuje darmowy balejaż. Bez zadyszki - no cóż, jestem wytrenowana w sporcie, ale nie cierpię wysiłku tlenowego, żadne tam codzienne bieganie i temu podobne - idę. Nigdy, od dzieciństwa (stara szkoła) nie piję żadnej wody podczas treningu, teraz też nie, nie odczuwam takiej potrzeby. Dotarłam na górę, pstryk! Mój mąż zrobił mi foto portrecik. Gdyby nie to, nie zauważyłabym w ogóle co zaszło. Patrzę na zdjęcie i widzę swe nadspodziewanie wyrzeźbione ciało i żyły na mych bicepsach - w normalnych warunkach marzenie a tu - pokazały się same. Tak działa "odwodnienie", przesunięcie rezerwy wodnej z tkanki podskórnej do krwioobiegu, efekt kulturystyczny. Czy można w ten sposób wyglądać na co dzień i osiągnąć stan taki bez wspomagania rujnującego zdrowie? Nie sądzę. Sprawa fizjologicznie należy do chwilowych i niech tak raczej pozostanie. Śliczne antylopie ciała kobiet widywane w mediach to manipulacja. Ja też wcale nie wyglądam tak, jak to się raz zdarzyło w Monemvasii, choć ważę zawsze tyle samo, zmagam się stale ze sportem i noszę rozmiar odzieży niekiedy nawet trzydzieści dwa. Żegnaj zatem, żyło. Do następnego razu. Nie będę tęsknić, choć ładna jesteś. Jak już co, to prędzej odmaluję cię na sobie fotoszopem, niż poświęcę choćby okruszek zdrowia, by móc cię stale oglądać w lustrze. 

Roślinność. To zawsze fascynuje autorkę. W skalistym otoczeniu Monemvasii taki napotkałam okaz. Pobieżne badanie organoleptyczne pozwoliło ocenić, iż jest to sukulent. Gałązki ma giętkie, w środku całkiem żywe i ciekawe, czy wiosną staje się zielone. Jeśli kiedyś w przyszłości powrócę do Monemvasii to tylko po to, żeby się o tym  przekonać. Bywa, że na południu kontynentalnej Grecji rośliny zielne porastające określony teren nie każdego roku są te same. 

Poprzedni wpisOwczy pęd, Rilski Monastyr i kozia ucieczka.
Następny wpisGrudzień w Atenach. Sezon na greckie gołąbki.
Zostaw komentarz