Grzybobranie. Jaki sens ma zbieranie grzybów.

Grzyby, postrach niezorientowanych.

Znam osoby, które grzybów się boją. Słyszały o zatruciach różnych i żeby to z mediów chociaż lecz nie, najczęściej nasłuchały się rodzinnych legend wygłaszanych przy niedzielnym obiedzie. Przekaz taki ludowy, podawany z ust do ust obrasta fantazją mówców i z każdą kolejną odsłoną coraz bardziej oddala się od prawdy. Słyszałam o śmigłowcu, który poderwano na Podkarpaciu, by pofrunął do Koszalina ratować zatrutego grzybami szwagra, miałam w najbliższym otoczeniu przykład obwiniania grzybów za wystąpienie objawów guza mózgu, zanim ukończono stawianie diagnozy a to tylko skromne przykłady. Lubimy się bać i tyle. Tacy jesteśmy i już.

Zatrucia są faktem.

Jak dochodzi do zatruć? Banalnie, sprawcą jest brawura lub zbyt wcześnie do działania włączona rutyna. Każdy rozsądny grzybiarz - amator rozpoczyna wyprawę do lasu z żelaznym założeniem, że zbierać będzie tylko te gatunki, co do których ma pewność czym są - okazami jadalnymi. Gdy urodzaj w wybranym miejscu sprzyja, nic złego się nie dzieje. Gorzej, gdy akurat wokół grzybów brak - wtedy wewnętrzny bies kusi, by zbierać co się znajdzie i cechy przydatności do spożycia dopasowywać na siłę, zaklinając rzeczywistość. Może też mniej doświadczony grzybiarz zapalić się do zbierania czubajek, gdy na grzybobraniu znalazł się nie pierwszy już raz, i nazbierać śmiertelnie trujących muchomorów. Kanie są bardzo smaczne, lecz mądrzej trzymać się od nich z daleka. Sromotnikowy muchomor jest jeszcze od nich lepszy w smaku, jak twierdzą ci, którzy swą pomyłkę cudem przeżyli. Czy warto ryzykować? Raczej nie.

Które nie trują? Te z rurkami pod kapeluszem. Są wśród nich gatunki niejadalne, można nauczyć się je rozpoznawać studiując uważnie atlas. Jest pewne, że grzyb rurkowy znaleziony w polskim lesie nie wyprawi zdrowego dorosłego człowieka na tamten świat. Jedyne ryzyko związane z pomyłką to takie, że danie będzie paskudne w smaku, gdy zaplącze się doń grzyb niejadalny.

Zaczynasz przygodę? Przyłącz się do doświadczonych.

Grzybobranie w towarzystwie bardziej od ciebie doświadczonych grzybiarzy pozwoli ci na bieżąco weryfikować trafność własnego rozpoznawania jadalności poszczególnych egzemplarzy. Szybko zorientujesz się, że jak chodzi o grzyby rurkowe, to nie żadna czarna magia.

Po co na grzyby? Las uwalnia od zmartwień.

Istota rzeczy i cel leży tyleż w nazbieraniu grzybów, co w ich szukaniu i znajdowaniu. Wędrowanie po lesie, z wzrokiem wytężonym ku ściółce i nastawieniem na jeden tylko materialny cel - znalezienie grzybka, uwalnia od codziennych zmartwień. Małe i duże problemy na czas grzybobrania znikają zupełnie, bo ludzki umysł pochłonięty jest czymś innym - tropieniem. Bardzo pierwotna, atawistyczna potrzeba. Do tego dołącza się zbawienny dla nerwów kontakt z przyrodą i na koniec nagroda - koszyk pełen grzybów. To cieszy, nawet jeśli koszyk zapełnił się tylko w połowie. Trofeum to trofeum - zawsze wiąże się z satysfakcją. Grzybobranie to miły spacer połączony z celem. Oto w czym tkwi przyjemność. Wracasz do domu wypoczęty.

Poprzedni wpisBeszamel. Zapiekanie. Jak z byle czego uczynić przepych.
Następny wpisSmażenie grzybów. Dwa dania. Dwa sposoby.
Zostaw komentarz