Krakersy. Jedna druga kalorii.

Inteligentów rozmowy o jedzeniu, przy alkoholu. Spotkanie towarzyskie trwa i nagle słyszę to:

Kobiety porzucone przez życiowych partnerów tyją, choć niczego nie jedzą - mówi kobieta, z wykształcenia inżynier.

??! - pytam

Są w stresie a w stresie jeść nie mogą, nie są w stanie po prostu. - pada odpowiedź.

To rozumiem - mówię - ale dlaczego tyją?

- Jest to mechanizm obronny, mający na celu ochronę ludzkiego wnętrza przed traumatycznym wpływem środowiska. - wyjaśnia kobieta - inżynier.

Merytoryczny szok. Wiele dziwacznych zdań można w życiu wypowiedzieć.  Dopuszczalna jest również naiwna wiara w fałszywe autorytety, bo kto zabroni? Nie wiem jednak jak to się dzieje, że z pozoru rozsądni, wykształceni i dojrzali ludzie powtarzają publicznie niewyobrażalne bzdury. Piramidalne głupoty. W głębokim przekonaniu o wartości naukowej twierdzeń zaczerpniętych ze śmietnika intelektu.

Zagadnienie tycia z głodu domaga się wyjaśnienia. Spróbuję, lecz będzie to jedynie hipoteza: Powodem są krakersy. Krakersiki, takie nic. Jeśli osoba nie konsumuje rzeczy objętościowo zauważalnych - nie może, przecież jest w stresie, nie ma więc apetytu - a tylko na przykład krakersy (coś jeść musi, żeby nie zemdleć), ma poczucie, że nie je niczego. Czuje, że głoduje i widzi, że tyje. Komicznie głupia, pozbawiona refleksji i dystansu do siebie postawa.

Sto gramów krakersów zawiera od czterystu pięćdziesięciu do pięciuset kilokalorii. Sto gramów to zaledwie garstka, prawie nic. Jeśli ktoś w ciągu doby zje wielokrotność takiego niczego, dostarczy swemu ciału ilość paliwa przekraczającą podstawowe zapotrzebowanie energetyczne. Ponieważ mowa tu o stresie przewlekłym, dieta oparta na niczym trwa zapewne wiele dni. Ilość dni pomnożona przez dzienną nadwyżkę energetyczną daje wartość ochrony wrażliwego wnętrza, mierzoną w kilogramach i centymetrach. Apeluję do porzuconych pań, by swe wrażliwe wnętrza ochraniały raczej siłą rozumu, niż przyrostem tkanki. Tak jest i ładnie, i tanio, i sprzyjająco jak chodzi o znalezienie w tłumie nowego, fajniejszego chłopaka.

Jeśli kiedyś Czytelnika dopadnie stres, czego Mu oczywiście nie życzę, niech zapobiegliwie upiecze krakersy domowe. Mają zaledwie 249 kcal, co skrupulatnie i samodzielnie obliczyłam. Nie wiem tylko, czy prawidłowo, bo wzięłam pod uwagę kaloryczność przed upieczeniem a nie wiem ile tracą na wadze w piekarniku. W toku eksperymentu zdecydowałam się ten aspekt pominąć. No cóż, nie zważyłam ich na koniec, bo od razu zaczęły pożerane znikać. To z pewnością przez stres.

Składniki:

500 g mąki; 200 ml mleka; 3 żółtka; 1 jajko; 200 g sera feta odsączonego z zalewy; 1 paczka granulowanych drożdży; 1/2 łyżeczki soli; trochę czarnuszki lub ulubionych ziół i gruboziarnista sól do posypania.

Sposób przygotowania

Mąkę wymieszać z drożdżami, dodać pozostałe składniki i zagnieść ciasto. Przykryć i odstawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Gdy podwoi objętość, podzielić je na 3 lub 4 części. Każdą część kolejno rozwałkować dość cienko, posypać ziołami i solą. Przetoczyć wałek po cieście, by zioła i sól się przykleiły. Foremką powycinać krakersy, ponakłuwać je widelcem (to bardzo ważne, inaczej w trakcie pieczenia nadmą się powietrzem i będą wyglądały jak poduszeczki). Ułożyć na półce piekarnika pokrytej papierem do pieczenia. Wstawić do piekarnika i piec w temp. 175 stopni bez termoobiegu tak długo, aż będą rumiane.

Poprzedni wpisKruchy tort. Miły minimalizm.
Następny wpisDobry Pasztet a i galareta dobra.
Zostaw komentarz